Przeskocz do treści

podróż w nieznane – część druga…

25 lipca 2012

Rozdział II – w trakcie…

czerwonego dywanu nie było… kwiecia rozsypanego także nie… ani nawet przyzakładowej orkiestry dętej… była za to uśmiechnięta niewysoka kobietka w okularkach… uśmiech na twarzy miała od ucha do ucha… wyciągnęła do Frytki ręce, przygarnęła do siebie… i byłaby się Frytka w tym uścisku może nawet i przydusiła, gdyby nie to, że została brutalnie pozostawiona sama sobie, gdyż Miśka (bo ona to oczywiście była…) Męża Frytki zobaczyła… i porzuciwszy  Frytkę pośród rosnącego kwiecia wszelakiego, Męża pobiegła przywitać… no wiadomo, co chłop to chłop… po oficjalnych ochach i achach, przybyli goście na pokoje zaproszeni zostali, coby resztę rodziny, w chwili tej obecnej, zapoznać ( w tym Sołtys sztuk jeden czyli mąż Miśki…)… „na pokojach” nastąpiło ogólne „rozsiądnięcie się” gdzie kto chciał, przeważnie przy stole bo na nim znajdowała się kawa (zrobiona przez gospodynię) i ciasto (zrobione przez Frytkę)… na początku wyczuwało się lekkie zdenerwowanie objawiające się: szybkim słowotokiem (Miśka…), przyklejonym do ust uśmiechem (Frytka…), niespokojnym wzrokiem (Mąż…) i nerwowymi ruchami (Sołtys…)… ale stan ten szybko mijał… tzn. może Frytka sprecyzuje, Miśce słowotok nie minął do końca wizyty… chociaż nie, na sam koniec lekko zaniemogła 🙂 … po skonsumowaniu poczęstunku przyszedł czas na pożegnanie Męża… i wiecie co?… to był ostatni moment, żeby … uciec… tyle, że Frytka stwierdziła, że już wie, że nie ma przed czym uciekać… i została… reszta dnia upłynęła na naprzemiennym opowiadaniu  sobie swoich historii… było i wesoło, i groźnie, i smutno… czyli normalnie… czas leciał szybko, Grześ dokazywał… i zrobił się późny wieczór… a potem ciemna noc… i czas było oczka zmrużyć….  od rana czekały na Frytkę nowe atrakcje… z jednego małego brzdąca, wymagającego ciągłej uwagi, zrobiły się dwa… nie, nie, nie było żadnych czarów… ani nawet rozmnażania przez podział… po prostu Miśka opiekuje się swoim wnukiem, Dawidkiem…(no tej kobiecie, to normalnie, jakiś pomnik powinni postawić albo jakiś kopiec jej imienia usypać..)… Frytka już zapomniała jak takie małe człowieki mogą dać czadu, szczególnie jak są zebrane do kupy… ale po opanowaniu pierwszego szoku i chęci ucieczki gdzie pieprz rośnie, dawała radę… i wiecie co?… Frytka, ku sporemu zdziwieniu Miśki (w sumie to Frytka nie wie czemu się Miśka tak dziwiła, przecież na pierwszy rzut oka widać, że Frytka jest ok :)…), przypadła Dawidkowi do gustu… do tego stopnia, że gdy chciał pić to wziął  FRYTKĘ  za rękę i zaprowadził do kuchni…o tym, że chciał pić, uczciwie trzeba przyznać, dowiedziała się Frytka od Miśki bo nijak młodego zrozumieć nie mogła… niestety umiejętność rozumienia takich dzieci posiadają tylko ich matki… no i babki, jeśli opiekują się nimi na codzień… ale do tematu… jako, że dzieci było sztuk dwie, opiekunek  też, postanowiły dzieci na spacerek wziąć… spacerek, ta… jasne…. kto pchał wózek dziecięcy, z dzieckiem w środku oczywiście, po żwirowej nierównej drodze, ten wie jaka to mordęga… szczególnie pod górkę… tak czy inaczej, efekt był taki, że: w trakcie spaceru Frytka została wzięta z MATKĘ  Dawidka (!) oraz przyrównana  do CIUCHCI (!)… Frytka rozumie, że ma parę nadprogramowych kilogramów ale żeby zaraz do lokomotywy ją równać?!… to najwyraźniej znak, żeby się wziąć za siebie, ale to może później … na koniec dzieciaki się pospały a opiekunki miały chwilę dla siebie… tzn.Miśka zrobiła dla każdej po „malutkiej” bułeczce do zjedzenia, coby siły utracone odzyskać i nabyć nowe na później… bo to później okazało się być bardziej wyczerpujące niż opieka nad dwójką maluchów… a przynajmniej dla jednej z opiekunek (i nie była to Frytka…)… bowiem po południu przyszedł czas na zwiedzanie… wnuczek został zabrany przez własną rodzicielkę (bardzo miłą zresztą…), Sołtys zobowiązał się synem swym zaopiekować a Miśka i Frytka wypuściły się w miasto… i słowo „wypuściły” jest tu jak najbardziej na miejscu… bo, być może, niektórym (a może nawet wszystkim…) słowo „zwiedzanie” kojarzy się ze: spokojnym przemierzaniem urokliwych uliczek… zaglądaniem i napawaniem się widokiem zabytkowych budowli… przysiądnięciem może nawet na ławeczce i kontemplowaniem okolicznych widoków … być może tak jest, ale nie w wykonaniu tych dwóch wariatek…na usprawiedliwienie ich działań dodać należy, że czas gonił… zostało parę godzin do wyjazdu Frytki a miasto niemałe…  tempo, jakie sobie narzuciły, od początku było sprinterskie… sławna katedra – fotka na dowód bytności, zerknięcie do środka, przeczytanie kto jest pochowany i dalej…  kolejne kościoły, zamki i stare kamienice zmieniały się jak w kalejdoskopie… Miśka, jak rasowy przewodnik, w biegu opowiadała Frytce co oglądają, jednocześnie cykając jej fotki… tramwaj – fotka Frytki na jego tle …(no wiecie, u Frytki tego nie ma…)… muzeum – fotka… zamek w rozbudowie czy odbudowie – fotka z Frytką przed nim … aż dotarły do miejsca gdzie zagościły na dłużej… mało tego, USIADŁY  nawet… to była restauracja, gdzie podaje się gorącą czekoladę i inne słodkości… co tam katedry, co tam mosty przenoszone na nowe miejsce w całości, gdy przed nosem pachnąca czekolada i francuska tarta jabłkowa na ciepło….  posilone popędziły dalej, coby jeszcze coś zobaczyć tudzież nowozdobyte kalorie szybciej spalić… wszystkich obiektów nie sposób wyliczyć, powie Frytka tylko tyle, że były śród nich nawet dwa sklepy z książkami (bo Miśka ma chopla na punkcie książek…)… i nagle trzeba było wrócić… i spakować się … i do podróży powrotnej przygotować… i tak się jakoś cicho zrobiło… i wtedy nawet Miśka na chwilę mówić zaprzestała (no, długo to nie trwało 🙂 …)… i nadszedł czas pożegnania… i teraz to Miśka z synkiem w domu zostać musiała, a Sołtys zobowiązała, żeby Frytkę na dworzec odstawił… i się Frytce jakoś tak smutno zrobiło, bo naprawdę fajnie jej było przez ten czas u Miśki… ale, komu w drogę temu kopa, jak mówi stare przysłowie pszczół… pożegnała się Frytka z Miśką i wyruszyła z Sołtysem na dworzec… odstawił ją, a jakże, bez żadnych niespodzianek… przez chwilę myśleli tylko, że jednak będzie musiała Frytka zostać na dłużej bo autobus, którym miała jechać do domu, miał dwa, skrajnie różne, opisy… np. kursuje TYLKO 24 grudnia i NIE kursuje 24 grudnia… ale, że oboje to inteligentne jednostki są, szybko kwestię sporną wyjaśnili… Sołtys odprowadził Frytkę do samych drzwi autobusu, uraczył niespodzianką w postaci prowiantu (woda i herbatniki…), pomachał ręką i…. znikł… a na Frytkę czekało kolejne nieznane… bo jeszcze nigdy (!) nie jechała Frytka 5 godzin, w nocy (wyjazd tradycyjnie 22.00 – przyjazd 3.37) , sama, autobusem…

a tu fotka na dowód

CDN….

From → Uncategorized

53 Komentarze
  1. Akular permalink

    To ja czekam na ciąg dalszy, oraz jeszcze bardziej polubiłam dzięki Tobie MIśkę 😉

    • a to dlaczego, jeśli można zapytać?

      • o właśnie! dlaczego??;)
        bo ja to bardzo komplementy lubię;)
        A Akularek nie widziała jak bardzo się denerwowałam!;)

      • Akular permalink

        Bo opisałaś Miśkę w ten sposób, że gdyby to było możliwe, sama bym ją odwiedziła natentychmiast 😉 Z Twojej opowieści wyziera świetna kobieta, ciepła, radosna, ze świetnym poczuciem humoru. Może kondycji tylko trochę jej brak, ale to szczegół nie wart uwagi 😉

        • bo dokładnie taka jest 🙂 a z kondycją wcale tak źle u niej nie jest tyle, że umęczona lekko (Grześ chory, wnuk na głowie, nocne Polaków rozmowy…) to i wysiadła w końcu 🙂

  2. Prawie jakbym czytała o swojej wyprawie do Rzeszowa 😉 Fantastyczne są takie spotkania przeniesione z sieci do realności 🙂 Doświadczyłam i wiem o czym mówię. Super! :):)

  3. Aż wypieków na twarzy dostałam! Czekam, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!

  4. jazz permalink

    znam z autopsji, wprawdzie pkp i 8h ale warto;-)

  5. Thunderstorm permalink

    Łoj, coś czuję, że bym tej podróży nie przeżyła… Mam chorobę lokomocyjną i wybitną alergię na pks’y… Ale ciekawe, że jako kierowca bez problemu mogę jechać na koniec świata… :))) Fajnie, że Ci się wyprawa udała i oczywiście czekam na ciąg dalszy 🙂

    • ja nie mam żadnych problemów „lokomocyjnych” za to moje Młode bez aviomarinu nie jeżdżą… myślę, że ponieważ bycie kierowcą wymaga od nas skupienia i zaangażowania to nie mamy czasu na… nudności 🙂

  6. Już Was widzę, dwie wariatki z dwójką dzieci na żwirowej drodze, pokładające się ze śmiechu po tym, jak zostałaś posądzona o matkowanie Dawidkowi ;o)

    • jak widzę wyobraźnia dopisuje, jakbyś tam była…spacer to nic, trzeba było nas widzieć i, przede wszystkim, słyszeć w czasie zwiedzania… to była jazda 🙂

      • oj tam, oj tam – w sumie byłyśmy grzeczne;)Pomijając kupowanie wody niemalże na zeszycik:)
        Albo śmiechy takie w okolicy zamku,że policjanci się śmiali:))i wchodzenie gdzie się da i gdzie nie da!
        i mam kilka uwag!!!!
        – rzucanego kwiecia nie było, ale wyjście w pół drogi było?było (przynajmniej na parking;))
        – zaniemogłam z lekka tylko ja, bo Tyś sobie dała „wzmacniacza”:)
        – Zolinka się załamie,że jej to wypominasz;))) Chodziło o NATĘŻENIE ATRAKCYJNOŚCI!!!

        • o popatrz, o tym kupowaniu wody na zeszyt zapomniałam… to chyba przez ten „wspomagacz” 🙂

  7. Zolinka permalink

    Zolinka się nie załamie tylko z pewną dozą nieśmiałości cichutko naprostuje – podejrzenie, że BWO Frytka dawidowi przypomina ciuchcię było tylko dlatego, iż on je (owe ciuchcie) uwielbia i wpatrzony w nie jest jak w obrazek…czy nie to samo robił z Frytką? 😉 Pozdrawiam Bardzo cieplutko:-D

    • a Ty się tak bardzo nie przejmuj, porównanie mi się bardzo spodobało i dlatego tak często o nim wspominam… intencję jak najbardziej zrozumiałam, w końcu „kilka” razy, wspólnie z Dawidkiem, filmiki o ciuchciach obejrzałam… 🙂 pozdrowienia także zasyłam …

  8. No dobra. To jeżeli Jedno dziecko było wnukiem Miśki, to czyje było to drugie?

    • Drugie jest moim rodzonym syneczkiem;) Dokładnie rok młodszym od ..wnuka;)

      • No to Miśka jest taka stara, czy Ty taka młoda…?

        • my obie młode som !!! … tylko ja 3 lata młodsza 🙂 … a ile mam to możesz u góry, po prawej stronie, zobaczyć … na blogu Miśki możesz zobaczyć zdjęcia…miłego dnia bo u mnie teraz czwartek, godz. 6.38 🙂

        • To się zgrałyśmy. Ja właśnie wstałam i jem śniadanie. U mnie 12.07.

        • Frau Be -no teraz to dowaliłaś do pieca!!:)

        • Ale czym, na litość…?

        • że ja taka stara;))

        • Moja droga, czy to ja mam wnuki?!

        • a, tak z ręką na sercu, czy nie mogłabyś mieć
          (chodzi mi o wiek Twojej latorośli..)
          bo ja tak…. ale na szczęście nie zrobili mi tego ….

        • Nie mogłabym. Nieletnia ma 15,5 roku,
          a kobiety w mojej rodzinie rozmnażają
          się z głową, tzn. zaczynają późno i
          kończą wcześnie 🙂

        • no patrz, a u nas widocznie bez głowy –
          co prawda prawie dwa lata po ślubie,
          ale widocznie w niektórych kręgach to obciach;/

        • hmmm, jak byłam młodziutka po czterdziestce
          to faktycznie była starość;))

        • Jaka znowu starość?! Po czterdziestce
          to ja jestem i to nawet jeszcze nie
          jest połowa! Zresztą, Frytka to już wie –
          ja jestem młodziusieńka 🙂

    • Drugie było synem Miśki 😉

    • no to już dziewczyny odpowiedziały 🙂

  9. I takie malutkie zdjęcie na koniec ?
    Całe szczęście ,że u Miśki reportaż można obejrzeć :-)))

  10. Jak to sama Frytka w autobusie ;))) to nawet kierowcy nie było?
    To ja widzę, ze nie tylko Frytka akumulatorek dobrze naładowany ma, ale i Miśka także :))) To ja juz bym nie nadążyła za Wami… nie ten wiek Pani Dobrodziejko… nie ten wiek…

    • oj tam, oj tam… czekolada z wkładką i dałabyś radę… a kierowców to było nawet dwóch 🙂

  11. Co tam czerwony dywan. Wygląda na to, że wyprawa była udana a Miśka to super babka. Takie spotkania to zawsze wywołują stres na początku. Tez tak miałam a było cudnie.Serdeczności dla Was dziewczyny.

  12. Uzupełniam braki 🙂 idę do części nr 3

Dodaj odpowiedź do Thunderstorm Anuluj pisanie odpowiedzi